belka-gorna
Szlak kęckich muzeów
icon search Szukaj w serwisie
logotyp

Konfederacja barska i pierwszy rozbiór w Kętach

Avatar
Kołacz królewski, satyryczna akwaforta stworzona przez anonimowego brytyjskiego artystę w 1772 przedstawiająca I rozbiór Polski, znajdująca się w zbiorach Biblioteki Kongresu w Waszyngtonie oraz Muzeum Brytyjskiego w Londynie [dostęp przez CBN Polona]
Autor: Janusz Kudłacik

Dwieście pięćdziesiąt lat to wystarczająco dużo czasu, aby spojrzeć na wydarzenie z odpowiednim dystansem, a właśnie tyle czasu upłynęło od pierwszego rozbioru Polski. Na temat przyczyn upadku I Rzeczpospolitej i konsekwencji tych wydarzeń dla narodów ją tworzących powstało wiele publikacji. Na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci problemy te zajmowały nie tylko historyków, ale także szersze kręgi społeczeństwa. Dzisiaj, po stu latach od odzyskania niepodległości dyskusje nad powodami rozbiorów nieco przygasły. Tymczasem tamte wydarzenia kształtowały dzieje Kęt i regionu przez 146 lat. To stosunkowo długi okres w 750-letnich dziejach miasta. Epoka rozbiorowa rozpoczęła się dla naszych terenów o przeszło dwadzieścia lat wcześniej niż to było w przypadku większości ziem I Rzeczpospolitej i pozostawiła ślady, które są widoczne po dziś w mentalności mieszkańców, ich wyborach politycznych i wielu innych dziedzinach życia.
Żeby zrozumieć to, co stało się w roku 1772, musimy cofnąć się do połowy lat sześćdziesiątych XVIII wieku. Elekcja nowego króla Stanisława Augusta (co prawda pod lufami żołnierzy rosyjskich), powiązanego z obozem politycznym zwanym Familią, obudziła w kręgach reformatorów nadzieję na wyrwanie Rzeczpospolitej z marazmu czasów saskich. Zmiany, które planowano przeprowadzić w oparciu o Rosję, miały wzmocnić i uzdrowić instytucje państwa oraz odbudować gospodarkę. Pierwsze reformy idące w tym kierunku przeprowadzono już w 1764 roku tuż po elekcji Stanisława Augusta. Szybko okazało się, że sąsiednie mocarstwa, a zwłaszcza Rosja nie zamierzają przyglądać się bezczynnie zmianom idącym w kierunku wzmocnienia państwa. Nie tylko mocarstwom ościennym nie spodobały się reformy. Opór był zauważalny wśród sporej części szlachty, która pod przewodnictwem Karola Radziwiłła „Panie Kochanku” zawiązała w Radomiu konfederację. Celem tego ruchu było zatrzymanie reform, a nawet detronizacja Stanisława Augusta. Konfederaci w swoich rachubach liczyli na pomoc Katarzyny II, tej samej, której zawdzięczał swoje wyniesienie na tron król. Caryca udzieliła poparcia zarówno katolickim konfederatom radomskim, jak i pozostałym konfederacjom zawiązanym tym razem przez innowierców. Podnoszenie sprawy dysydentów, jak wówczas nazywano chrześcijan innego wyznania niż katolickie, było bardzo wygodne z punktu widzenia państw ościennych. Dawało możliwość ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczpospolitej pod pretekstem obrony ich praw. Brzmi to szczególnie cynicznie, biorąc pod uwagę, że zarówno w prawosławnej Rosji, jak i w protestanckich Prusach nie przejmowano się prawami wyznawców innych religii niż panującej. Wsparcie, jakiego dwór w Petersburgu udzielił ruchom, których dążenia były w dużej mierze przeciwstawne, miało na celu wywołanie zamętu w Rzeczpospolitej, co jak się później okazało, w znacznej mierze się powiodło.
W takiej sytuacji wewnętrznej został zwołany sejm, zwany od nazwiska ambasadora rosyjskiego w Warszawie repninowskim. Obrady odbywały się pod dyktando wszechwładnego ambasadora. Dotyczyło to zarówno sposobu obradowania, jak i przyjętych przez izbę ustaw, czyli w ówczesnej nomenklaturze konstytucji. Wywołało to silną opozycję, której ostrze skierowane było przeciwko forsowanym przez Repnina prawom dla dysydentów. Aby przełamać opór, Rosjanie aresztowali i wywieźli w głąb swojego kraju dwóch biskupów: Józefa Andrzeja Załuskiego i Kajetana Sołtyka oraz hetmana polnego koronnego Wacława Rzewuskiego wraz z synem Sewerynem. Ta brutalna rozprawa z opozycją, dokonana w stolicy suwerennego państwa pod bokiem króla, wywołała ogromne wrażenie w całej Polsce. Wśród mas szlacheckich pojawiły się hasła obrony wolności i wiary katolickiej. Nastroje te spotęgowane zostały jeszcze brakiem reakcji najwyższych władz Rzeczpospolitej na ten bezprzykładny akt agresji.
Sprzeciw wobec postanowień sejmu i bezwzględnych działań Rosji przyjął wkrótce zorganizowaną formę. 29 lutego 1768 roku zawiązana została konfederacja barska (zwana od miejsca jej ogłoszenia). Na jej czele stanęli biskup kamieniecki Adam Krasiński i jego brat Michał, podkomorzy różański oraz starosta warecki Józef Pułaski. Do przywódców konfederacji należał także karmelita ksiądz Marek Jandołowicz, który swoimi płomiennymi kazaniami zagrzewał do walki. Akt założycielski konfederacji głosił:
„My prawowierni chrześcijanie, katolicy rzymscy, naród polski, wierny Bogu i Kościołowi, wolnym królom i kochanej ojczyźnie, uważając koniec nieszczęśliwych i strasznych środków, gwałtownie przeciwko wszystkiemu prawu uczynionych, nieomylnie wynikający, a przynoszący niemylne nadwątlenie i prawie powszechną zgubę na wiarę świętą, katolicką rzymską: widząc oziębłość w duchowieństwie wyższym, a w głosach większych świeckich obojętność, tudzież w obywatelach bezwstydną bojaźń i pomieszanie, a co najnieszczęśliwsze, że żadnej dotkliwości nie czując nachylają swe niegdyś niezwyczajne głowy wolnego narodu pod jarzmo niewolnicze syzmatyków, lutrów i kalwinów [...]”[1].
 
Skonfederowani stanęli w obronie wiary katolickiej zagrożonej w ich mniemaniu przez równouprawnienie dysydentów, a także swobód szlacheckich i suwerenności Rzeczpospolitej brutalnie zdeptanych przez Rosję. Na wieść o zawiązaniu konfederacji Stanisław August wezwał zebranych w Barze do rozejścia się i jednocześnie poprosił o pomoc wojska rosyjskie. W tej sytuacji starcie zbrojne było nieuniknione.
Konfederaci, przygotowując się do walki z wojskami rosyjskimi, wezwali do pospolitego ruszenia, którego nie zwoływano od 1656 roku. Wartość tego rodzaju siły zbrojnej była znikoma już w czasach potopu szwedzkiego. Po stu latach sytuacja wyglądała jeszcze gorzej. Nie lepiej prezentowało się wojsko zaciężne Rzeczpospolitej. Stan liczebny armii określony został w 1717 roku. Wojsko miało liczyć osiemnaście tysięcy żołnierzy w Koronie i sześć tysięcy na Litwie. W rzeczywistości liczebność regularnej armii była jeszcze niższa. W zestawieniu z sąsiadami, których armie liczyły po kilkaset tysięcy żołnierzy, Rzeczpospolita była właściwie bezbronna. Nie tylko skromne oddziały stanowiły problem. Również wyszkolenie i dyscyplina pozostawiały wiele do życzenia. Szczególnie drastycznie było to widoczne na przykładzie jazdy, niegdysiejszej dumy polskiego oręża. W drugiej połowie XVIII wieku formacja ta nadawała się tylko do uświetniania magnackich uroczystości. Tymczasem zaprawione w bojach wojska rosyjskie, liczące na terenie Rzeczpospolitej czterdzieści tysięcy, wspomagane dodatkowo przez część oddziałów wojska koronnego, przystąpiły do tłumienia szlacheckiego ruchu. Wynik tych walk był łatwy do przewidzenia. W czerwcu 1768 roku wojska rosyjskie zdobyły Bar, pierwszą stolicę konfederatów. Nie oznaczało to jednak upadku konfederacji. Zdławiona na Podolu odżyła w innych częściach Rzeczpospolitej.
Hasła obrony wolności i religii katolickiej trafiły na podatny grunt także w województwie krakowskim. Już wiosną 1768 roku zebrała się szlachta małopolska w okolicach Siewierza, próbując utworzyć konfederację. Jednak stacjonujące na terenie województwa oddziały wojsk rosyjskich skutecznie osłabiały powstańczy zapał. Dopiero 21 czerwca 1768 roku zgromadzeni pod Krakowem utworzyli związek „na wzór i przykład świątobliwej barskiej konfederacyi”[2]. Konfederaci opanowali Kraków i Wawel, którego załoga przeszła pod ich dowództwo. Marszałkiem został wybrany stolnik stężycki Michał Czarnocki. Już następnego dnia pod miastem zjawiły się oddziały rosyjskie. Ich dowódcy liczyli na szybkie opanowanie Krakowa, ale okazało się, że nie jest to takie proste. Miasto oblegane było prawie przez dwa miesiące. Zostało zdobyte dopiero 18 sierpnia po przybyciu posiłków pod dowództwem generała Stiepana Aproksina.
W czasie tych wydarzeń do obleganych w Krakowie konfederatów docierały wiadomości o powstających związkach szlacheckich w różnych częściach Małopolski. Również szlachta księstw oświęcimskiego i zatorskiego, zebrawszy się w Kętach 15 lipca 1768 roku, przystąpiła do konfederacji. W akcie wystawionym z tej okazji czytamy:
 
„My niżej podpisani urzędnicy, szlachta, obywatele księstw Zatorskiego i oświęcimskiego, którzy z powodów konfederacyi narodowej w Barze wszczętej, [...] w tak krytycznym na ojczyznę czasie, na zaradzenie, na miejsce pod ten czas od przeciwnej inkursyi bezpieczniejsze zgromadzeni, to ułożenie sprzymierzenia się przy całości dawnych praw na nienaruszenie fundamentów wiary św. katolickiej rzymskiej przez ichmciów dyssydentów nad wymiar ich subsystencyi, tak wielu konstytucyami określonej, podniesioną nad też prawa porywczością, na pomocy przeciwnej potencyi wspierającą się, postępującym [...][3].
 
Na koniec autorzy dokumentu zwracają się do tych, którzy się w Kętach nie pojawili, że kto by
 
„wspomnianych konfederacyi sprzymierzenia unikał, odrodnym wierze katolickiej i ojczyźnie nieprzychylnym musiałby zostawać synem i równie z nieprzyjaciółmi poczytany”[4].
 
Marszałkiem obrano wojskiego nowogrodzkiego Macieja Bobrowskiego. Pod aktem podpisało się kilkudziesięciu przedstawicieli miejscowej szlachty. Kilku z nich nieumiejących pisać postawiło tylko krzyżyki.
Jak wynika z cytowanego tekstu, Kęty były w tym czasie bezpiecznym miejscem, niezagrożonym przez operujące wokół Krakowa wojska rosyjskie („na miejsce pod ten czas od przeciwnej inkursyi bezpieczniejsze zgromadzeni”). Przypuszczalnie konfederaci mogli także liczyć na przychylność władz miejskich. Taki stan nie trwał jednak długo. Już dwa tygodnie później, 2 sierpnia w mieście pojawili się żołnierze rosyjscy ścigający oddziały konfederackie. Wieść o zbliżających się wojskach wywołała poruszenie wśród mieszkańców miasta. Wielu z nich zgromadzonych tego dnia w kościele oo. Reformatów, gdzie celebrowano właśnie odpust Porcjunkuli, w popłochu opuściło uroczystość. Część z nich uciekła w góry, inni pozamykali się w domach. Konfederaci wyszli z miasta już wcześniej. Rosjanie, splądrowawszy zwłaszcza opuszczone domostwa, ruszyli w kierunku Białej. Wracając w stronę Krakowa, te same oddziały rosyjskie po raz kolejny ograbiły Kęty[5].
To był dopiero początek trwającego cztery lata zamętu, który można nazwać wojną domową. Przeciwko konfederatom walczyły nie tylko wojska rosyjskie (wezwane na pomoc przez króla Stanisława Augusta), ale także oddziały polskie pod dowództwem regimentarza Franciszka Ksawerego Branickiego – postacią także związaną z naszym regionem. Chociaż hasła obrony wolności i wiary katolickiej spotkały się z dużym odzewem wśród braci szlacheckiej, to powstające oddziały wojskowe nie przedstawiały większej wartości bojowej. Przywódcy ruchu nie mieli ani ściśle określonego planu politycznego ani wojskowego. Działania zbrojne polegały w zasadzie na rozbijaniu często liczniejszych zgrupowań powstańczych przez dobrze wyszkolone i karne oddziały rosyjskie. Po opuszczeniu przez Rosjan jakiegoś terenu rozproszone wcześniej oddziały konfederackie zbierały się ponownie. Bardzo dobrze obrazują to wydarzenia z września 1768 roku.
Po upadku Krakowa i kilku potyczkach zakończonych porażkami konfederatów ruch na terenie województwa zdawał się przygasać. Wtedy do Kęt przybyła kompania piechoty rosyjskiej wraz z urzędnikiem polskim niejakim Morzkowskim w celu ściągnięcia kontrybucji na leże zimowe. Hiberna, czyli obowiązek zapewnienia wojsku wyżywienia i zakwaterowania na okres zimowy, w którym to czasie zazwyczaj nie prowadzono działań zbrojnych, spoczywał na poddanych dóbr królewskich i kościelnych. W XVIII wieku był to już specjalny podatek, z którego żołnierze we własnym zakresie opłacali zimowe kwatery. Podatek ten płacili także mieszkańcy Kęt jako obywatele miasta królewskiego. W tym wypadku nie był to zwykły rabunek, jakiego dopuścili się Rosjanie kilka tygodni wcześniej, ale egzekucja należnej daniny. Wskazuje na to pismo Stanisława Nieszkowskiego, porucznika pułku gwardii konnej koronnej, z 15 września 1768 roku. Nieszkowski, przebywający wówczas w Zatorze, przypomina o zbliżającym się terminie zapłaty pogłównego. Nakazuje, aby podatek ten w przeciągu trzech tygodni został odwieziony do Kęt w srebrnej lub złotej monecie. Wzywa też burmistrzów i wójtów, aby informowali o „swywolnych kupach” wałęsających się na terenie księstw[6]. Kęty stały się w tym okresie bazą dla oddziałów zwalczających powstańców. To jedyne wytłumaczenie faktu, że porucznik wojska koronnego nakazuje dostarczyć zebrane podatki właśnie do naszego miasta, w którym wtedy stacjonowali Rosjanie. Pozostali oni w Kętach przez kilka tygodni.
Na początku października do miasta dotarła wiadomość o takiej „swywolney kupie” przebywającej w Białej. Pogłoski o dużej liczebności konfederackiego oddziału wprawiły w przerażenie stacjonujących w Kętach Rosjan. Opuścili oni miasto i schronili się w kęckim klasztorze Reformatów, który znajdował się wówczas poza miastem. Jego mury dawały nadzieje skutecznej obrony do czasu nadejścia posiłków z Krakowa. Kiedy po trzech dniach w mieście pojawiły się większe siły rosyjskie, nieproszeni goście opuścili zabudowania klasztorne i po kilku dniach odmaszerowali w stronę Krakowa[7].
Pokazuje to, jak niestabilna była sytuacja na tych terenach. Jedna niesprawdzona informacja wywołała popłoch wśród Rosjan. W rzeczywistości wspomniany oddział konfederatów liczył około sześćdziesięciu żołnierzy i nie stanowił zagrożenia dla pięćdziesięciu lepiej wyćwiczonych i wyposażonych jegrów. Ale strach ma wielkie oczy. O tym, że był on autentyczny, świadczy sposób, w jaki żołnierze zachowywali się na terenie klasztoru. Wojsko utrzymywane było w karności. Rosjanie obozowali na terenie ogrodu oraz przyklasztornego cmentarza i mieli zakaz wstępu do budynków klasztornych. Przed opuszczeniem Kęt komendant rosyjski przesłał beczkę wina i pięć gęsi, dziękując w tę sposób zakonnikom za przyjęcie. Także wspomniany wcześniej Morzkowski, sam będąc kalwinem, ofiarował czerwonego złotego[8]. Solidnie musiał najeść się strachu[9].
Zupełnie inaczej wyglądały odwiedzinyRosjan w klasztorze w 1770 roku. Wtedy to do Kęt wpadło pięćdziesięciu kozaków w pogoni za konfederatami. Powstańcy już wcześniej opuścili miasto. Tylko jeden z nich, któremu nie udało się wymknąć, szukał pomocy u zakonników. Rosjanie, dowiedziawszy się o tym, wpadli na teren konwentu, pobili furtiana i grożąc zburzeniem klasztoru, zażądali wydania ukrywającego się huzara. Zastraszeni zakonnicy nie mieli innego wyjścia, jak wydać żołnierza kozakom. Ci, mając już więźnia, urządzili sobie pijatykę na koszt zakonników[10].
Ale nie tylko obce wojska terroryzowały mieszkańców. Również konfederaci dopuszczali się różnych nadużyć. Znamienna jest sprawa huzara Franciszka Budziły. Żołnierz ten narobił wiele szkód w mieście. Pewnego majowego dnia 1770 roku zjawił się w klasztorze reformatów i już na wstępie próbował ciąć szablą wpuszczającego go zakonnika. Wszedłszy do kościoła klasztornego, stanął pod chórem i mierzył z pistoletu do celebrującego mszę świętą gwardiana. Obezwładniony przez jednego z braci, wyładował swoją frustrację, strzelając z pistoletu na klasztornym korytarzu. Gdy opuścił konwent, zajął się straszeniem mieszczan. Powybijał też szyby w domu urzędowym (ratuszu?) i w końcu zranił innego żołnierza ze swojego oddziału. Władze miejskie nie mogły dłużej bezczynnie przyglądać się jego postępkom. Rozrabiakę schwytano, rozbrojono i odesłano do Białej. Z polecenia wojewody krakowskiego powołano komisję do zbadania wybryków huzara. Obradująca w Kętach komisja skazała Budziłę na karę śmierci, którą za wstawiennictwem wielu osób (m.in. gwardiana, do którego mierzył z pistoletu) zamieniono na sześćset kijów[11].
Inny przykład znaleźć można w suplice skierowanej do starosty zatorskiego Piotra Dunina. Pochodzi ona prawdopodobnie z 1773 roku. Andrzej Zuberski żali się staroście, że w czasie konfederacji wybierano dużo wyższe podatki niż wcześniej. Dalej pisze, że daniny te nie były rozłożone równomiernie, ale obciążały głównie biedniejszych mieszkańców. Opisuje także pewien incydent, który wydarzył się podczas płacenia pogłównego. Poborcy zażądali, aby podatek płacony był w monecie czeskiej, licząc po sześć czeskich na jednego złotego polskiego. Zuberski zaprotestował: „wy Panowie oddajecie na Polską Monetę po Czeskich pięć w złoty rachując”[12]. Ta uwaga nie spodobała się poborcom, którzy nakazali schwytać śmiałka. Ten, nie czekając na to, ratował się ucieczką. Wysłano za nim w pogoń żołnierza z obnażonym pałaszem w ręce. Zuberski ukrył się na plebani. Ścigający go żołnierz wpadł za nim do budynku, krzycząc „zabije te kanalią jak psa taki mam rozkaz”[13]. Kiedy zagrożenie minęło, buntownik wyszedł z kryjówki i udał się do burmistrza Jana Anteckiego. Burmistrz był jednak głuchy na prośby i skargi Zuberskiego. Poirytowany włodarz miasta odpowiedział mu: „idźcie y do stu diabłów z miasta kiedy nie chcecie płacić podatków nas jest dwóch takich co miasto opłacimy”[14].
Dla zwykłego mieszkańca Rzeczpospolitej największe uciążliwości wojny stanowiły kontrybucje i rozboje dokonywane przez walczące wojska. Nie inaczej było w Kętach, jak świadczą cytowane źródła. Podatki płacone na utrzymanie wojska były w zasadzie zgodne z prawem. Problem w tym, że pobierały je obie strony konfliktu. Konfederatom nie udało się opanować na stałe jakiegoś większego terytorium, które stanowiłoby bazę dla ich wojsk. Wypierani z jednego miejsca, przenosili się na tereny, gdzie nie operowały wojska przeciwnika, by w sprzyjających okolicznościach powrócić na miejsce, z którego zostali wcześniej wyparci. Powodowało to, że do miast i wsi przybywały coraz to nowe oddziały, które żądały od mieszkańców zaopatrzenia i środków pieniężnych niezbędnych dla prowadzenia wojny. Efektem było podwojenie czy potrojenie normalnego wymiaru podatku. Cytowany już Andrzej Zuberski w swojej suplice pisze, że mieszczanie zapłacili trzykrotnie hibernę jednego roku. Takie sytuacje nie należały do rzadkości. Dokumenty konfederackie z tego czasu w większości wzywały do płacenia takiego czy innego podatku. Szczególnie aktywny był pod tym względem kolejny marszałek konfederacji księstw zatorskiego i oświęcimskiego Tomasz Wilkoński. W licznych wystawionych przez siebie uniwersałach wzywa do płacenia podatków, często w podwojonym wymiarze. Jednocześnie ostrzega w nich, że niewpłacenie ich w terminie będzie się wiązać z egzekucją wojskową. Liczba tego typu dokumentów świadczy, że ze ściągalnością danin nie było najlepiej. Mieszkańcy, oddawszy podatek jakiemuś oddziałowi, nie mieli ochoty płacić go ponownie następnemu. Stąd pojawiające się w uniwersałach groźby, żeby nikt nie ważył się „inszej komendzie prócz mojej pogłównego i hiberny oddawać pod nieważnością”[15]. Innym problemem były rabunki dokonywane głównie przez wojska rosyjskie, ale nie tylko. W dokumentach często czytamy o „swawolnych kupach” podszywających się pod konfederatów.
Wszystkim tym problemom próbowano zaradzić, powołując w Białej pod koniec 1769 roku komisję do obliczania danin i weryfikowania kwitów. Miała ona za zadanie ustalić, kto i ile zapłacił podatku, a także której „komendzie”. Komisja miała również określić ilość wydanej broni, koni i innych rzeczy poszczególnym oddziałom konfederackim. Jej zadaniem było także oszacowanie „wiele najezdniczy moskiewski żołnierz z obywatelów, bądź rabowniczym sposobem, bądź z nakazania uczynił szkody”[16]. Z punktu widzenia mieszkańca Kęt lub okolicznych wsi nie miało to większego znaczenia. W praktyce bowiem, jak pokazuje przykład Zuberskiego, trudno było odmówić zbrojnemu oddziałowi czegokolwiek. Bez znaczenia było to, czy posiadało się pokwitowanie zapłaconego podatku czy nie, skoro obie strony ich nie uznawały. Wyraźnie świadczy o tym uniwersał z 9 sierpnia 1769 roku, w którym czytamy, że dokument ten jest wystawiony przed wyznaczonym na wrzesień terminem płatności, aby „jmć obywatele, zapłaciwszy kómu innemu, nie mieli dla siebie pozoru, iż niebyli wiadomieni komu i gdzie mają podatki raty septembrowej oddawać”[17].
Przeciągająca się wojna tylko pogłębiła chaos. Z biegiem czasu zniechęcenie ogarniało nawet tych, którzy w początkowym okresie sympatyzowali z ruchem powstańczym. Można przypuszczać, że wielu mieszczan, również kęckich, wspierało konfederację. Hasła obrony wiary katolickiej były nośne i w tej grupie społecznej. Z biegiem czasu dominować zaczęła obojętność. Odwołajmy się jeszcze raz do supliki Zuberskiego. Pisze on:
 
„Podczas Konfederacyi usługi wszelkie niepotrzebne nakazali czynić nie potrzebne Pikiety że po całey nocy musiał człowiek nie sypiać y pilnować ażeby nie przyjaciel nie przyszedł [...]. Także na spiegi mnie wyprawiali w takie miejsca gdzie się Kozaki znajdowały, do Borku pod Skawinę na całą noc wielki piątek musiałem iachać bo mi usarów na Exekucyą iak bym był nie iachał Pan Fimberowicz Burmistrz[18] przesz(ł)y chciał posłać”[19].
 
Pewne znaczenie miały także zniszczenia powstałe w wyniku działań zbrojnych. Co prawda nie były to jeszcze czasy, w których dochodziło do masowej eksterminacji ludności czy zrównywania z ziemią całych miast, to z pewnością takie szkody powstawały. Wszystkie te czynniki spowodowały zubożenie ludności i bankructwo wielu średniozamożnych mieszczan. Niektórzy z nich zmuszeni zostali do sprzedaży swoich domów, aby móc opłacić podatki[20]. W Kętach ta sytuacja nie rysuje się tak dramatycznie, jak w sąsiednich miastach, ale i tu próbowano się ratować różnymi sposobami. Jednym z takich sposobów było porzucanie ziemi.
W Rzeczpospolitej gospodarka oparta była na rolnictwie. Wysokość podatków zależała od ilości uprawianej ziemi. Również w miasteczkach tej wielkości, co Kęty dominowało rolnictwo. Najbogatsi mieszczanie byli jednocześnie największymi posiadaczami ziemi. W trudnej sytuacji, jaka panowała w latach 1768–1772, niektórzy z mieszkańców porzucili część swojej ziemi. W ten sposób mogli obniżyć wymiar podatku. Władze miejskie nadawały opuszczoną ziemię nowym użytkownikom. Ci w zamian za otrzymany grunt opłacali podatki, które w innym wypadku obciążałyby miasto. Gdy w 1772 roku sytuacja nieco się ustabilizowała, właściciele opuszczonych gruntów postanowili je odzyskać. Wywołało to protesty dotychczasowych użytkowników. Sprawa dotarła do starosty zatorskiego Piotra Dunina, który zakazał tego rodzaju praktyk. Ziemia porzucona w okresie konfederacji barskiej miała pozostać przy dotychczasowych użytkownikach przez kolejne cztery lata. Dopiero po tym czasie właściciele mogli ją odzyskać. Próby samowolnego przejmowania gruntów zagrożone były aresztem i wysoką grzywną[21].
Nadszedł w końcu rok 1772, „najsmutniejszy i najbardziej upokarzający w historii Polskiej”, jak pisze gwardian kęckiego klasztoru o. Maurycy Wilczyński. Na tereny południowej polski wkroczyły wojska austriackie. Nastąpiło to jeszcze przed podpisaniem aktu rozbiorowego. Austria już w 1769 zajęła należące do Polski od 1412 roku starostwo spiskie, a później zagarnęła część starostw nowotarskiego, czorsztyńskiego i sądeckiego. 5 sierpnia 1772 roku trzy sąsiednie mocarstwa podpisały w Petersburgu traktaty rozbiorowe. Rzeczpospolita straciła 1/3 swojej powierzchni i 37% ludności. Rozbiór przeprowadzono właściwie bez słowa sprzeciwu ze strony ówczesnych elit rządzących. Również w społeczeństwie pogrążonym w marazmie nie wywołał on większej reakcji.
Nie inaczej było w Kętach. Gdyby na podstawie ksiąg miejskich wnioskować o wydarzeniach z 1772 roku, nie zauważylibyśmy żadnej zmiany. Mieszczanie kupują, sprzedają, pożyczają jak wcześniej. Tylko od czasu do czasu we wpisach zamiast „Króla Jego Mości” pojawia się „Najjaśniejszy Cesarz”. Mieszkańcy, przyzwyczajeni od wielu lat do obecności obcych wojsk, przyjęli pojawienie się Austriaków z obojętnością. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że odczuli z tego powodu ulgę. Zmęczone ciągłymi kontrybucjami, rabunkami i ogólną niepewnością społeczeństwo oczekiwało stabilizacji. Wojska cesarskie, jak się wydaje, dawały takie poczucie. Wskazują na to chociażby wspomniane próby odzyskania porzuconej w okresie zamętu ziemi. Nie znaczy to, że wojska austriackie mniej brutalnie egzekwowały powinności od miejscowej ludności. Andrzej Zuberski skarży się staroście, że po wkroczeniu Austriaków został uwięziony za odmowę zapłaty podatków, których bezprawnie żądali[22].
Ciekawe świadectwo „praworządności” rządów austriackich w pierwszych latach po rozbiorze zawiera suplika Michała Mazurkiewicza skierowana do starosty zatorskiego.
W sierpniu 1776 roku zatrzymał się w jego domu Sebastian Kellner felczer regimentu huzarów, który wraz z dwoma żołnierzami podróżował do Białej. Kazał gospodarzowi przygotować posłanie dla siebie i towarzyszących mu ludzi w stajni gościnnej przy koniach i wózku, którym podróżował. Wieczorem, zanim jeszcze podróżni ułożyli się do snu, wrócił do domu syn Mazurkiewicza wraz z parobkiem. Zjedli kolację i położyli się spać w sąsiedniej stajni. Wcześnie rano felczer zbudził swoich ludzi, aby przyrządzili mu kawę. Dopiero po jej wypiciu podniósł się z posłania. Wtedy okazało się, że zginęły mu schowane przezornie pod poduszką spodnie, w których trzymał sporą sumę pieniędzy. Natychmiast przystąpiono do poszukiwań. Spodnie wkrótce się znalazły, ale pieniędzy pomimo przeszukania całego domu nie udało się odnaleźć. Wściekły felczer wezwał na pomoc stacjonujących w mieście żołnierzy. Przeprowadzona rewizja nie przyniosła efektu. Komendant aresztował więc nocujących w sąsiedniej stajni mężczyzn. Wkrótce władze miejskie rozpoczęły śledztwo, które nie wykazało związku aresztowanych z zaginięciem pieniędzy. Taki sam wyrok wydała „Naywyższa Appellacya” we Lwowie, nakazując jednocześnie zwolnić więźniów. Mimo to władze wojskowe ich nie uwolniły[23].
Warto w tym miejscu wspomnieć, że Michał Mazurkiewicz należał do elity kęckiej jako były burmistrz i radny. Możemy sobie wyobrazić, jak postępowały nowe władze ze zwykłymi mieszkańcami. Przykład ten nie najlepiej świadczy o przestrzeganiu prawa w monarchii habsburskiej.
W pierwszych latach zaboru Kęczanie nie odczuli właściwie żadnej różnicy. Nadal istniał samorząd miejski, którego akta prowadzone były w języku polskim. Płacono takie same podatki jak wcześniej, obowiązywało to samo prawo. Także postępowanie wojska cesarskiego niewiele różniło się od wcześniejszej samowoli oddziałów rosyjskich czy konfederackich. Nie zmieniły się także władze miejskie. Te same osoby rządziły Kętami w czasie konfederacji, jak i po rozbiorze. Do tego grona należeli: Jan Antecki, Franciszek Zgłobicki, Jan Kotoński[24]. Sprawowali oni najwyższe funkcje w samorządzie, wymieniając się co pewien czas na stanowiskach.
Zaborcy próbowali przedstawić ten akt agresji wobec Rzeczpospolitej jako konieczność i dobrodziejstwo dla ludności zagarniętych ziem. Rozbiór nie był jednak dla Kęt jakimś skokiem cywilizacyjnym. Nasze miasto funkcjonowało nadal według zasad wykształconych przez kilkaset lat jego trwania. Wbrew obiegowej opinii I Rzeczpospolita przy wszystkich swoich wadach, potrafiła wykształcić instytucje i prawa dobrze służące obywatelom. Przy tym była państwem mogącym się modernizować. Najlepszym tego dowodem jest uchwalona dziewiętnaście lat później konstytucja 3 Maja. Paradoksem jest, że pierwszy rozbiór Polski był reakcją na próbę ratowania państwa. Opamiętanie przyszło jednak za późno. Patriotyczny zryw obywateli, przełamujący kilkudziesięcioletnią niemoc, nie mógł już uratować Rzeczpospolitej. Przyśpieszył tylko jej upadek.


Artykuł  ukazał się w "Almanachu Kęckim", nr XXVI (2022) do pobrania poniżej.
 
 
[1] R. Dzieszyński, Kraków 1768-1772, Warszawa 2015 (wersja elektroniczna).
 
[2] Akta do konfederacyi r. 1768 województwa krakowskiego, a zwłaszcza księstw oświęcimskiego i zatorskiego, wyd. T. Klima, Wadowice 1903, s. 9.
 
[3] Tamże, s. 12-13.
 
[4] Tamże.
 
[5] M. Wilczyński, Klasztor OO Reformatów w Kętach. Monografia (ze źródeł domowych), Kraków 1893, s. 57.
 
[6] Akta do konfederacyi r. 1768…, s. 15.
 
[7] M. Wilczyński, Klasztor OO Reformatów w Kętach.., s. 58- 59.
 
[8] Określenie to było używane dla odróżnienia złotej monety, np. florena od monety obliczeniowej złotego polskiego.
 
[9] M. Wilczyński, Klasztor OO Reformatów w Kętach.., s. 58- 59.
 
[10] Tamże, s. 59-60.
 
[11] M. Wilczyński, Klasztor OO Reformatów w Kętach.., s. 58- 59.
 
[12] Archiwum Narodowe w Krakowie (dalej: ANK), Archiwum Tomkowiczów z Kobiernic, Różne supliki mieszczan kętskich do starosty zatorskiego 1738-1793, sygn. 29/640/0/2.5/68, s. 107.
 
[13] Tamże, s. 107.
 
[14] Tamże.
 
[15] Akta do konfederacyi r. 1768… s. 27.
 
[16] Tamże, s. 32.
 
[17] Tamże, s. 23.
 
[18] Jan Józef Fimberowicz był burmistrzem w 1770 r.
 
[19] ANK, sygn. 29/640/0/2.5/68, s. 105.
 
[20] Akta do konfederacyi r. 1768..., s. 5.
 
[21] ANK 29/107/0/2/22, Księga magistratu Kęt („Urzędu miejskiego”), k. 289.
 
[22] ANK, sygn. 29/640/0/2.5/68, s. 105.
 
[23] Tamże, s. 121-123.
 
[24] Jan Antecki (ok.1726-1791) burmistrz w roku 1771 i 1772, radny 1774; Franciszek Zgłobicki (1728-1813), pisarz w roku 1771, radny 1772 i 1773, burmistrz w 1774; Jan Kotoński (ok.1730- 1792), radny 1770-1772, burmistrz 1773.

Artykuł  ukazał się w "Almanachu Kęckim", nr XXVI (2022)

Galeria zdjęć z tego miejsca

Zobacz również

Przystanek Kęty Podlesie
Przypominamy tekst p. Kazimierza Brzuski z XXV numery "Almanachu Kęckiego" poświęcony historii kolei w Kętach i stacji na Podlesiu.
Konfederacja barska i pierwszy rozbiór w Kętach
Dwieście pięćdziesiąt lat to wystarczająco dużo czasu, aby spojrzeć na wydarzenie z odpowiednim dystansem, a właśnie tyle czasu upłynęło od pierwszego rozbioru Polski. Jak przebiegały wydarzenia związane z Konfederacją Barską oraz rokiem 1772 w Kętach?
Kęccy rezerwiści. Wokół kompanii Obrony Narodowej „Kęty”
Mineły dwa tygodnie od premiery nowego "Almanachu Kęckiego" (XXVI/2022). Ci, którzy jeszcze do niego nie sięgnęli, zapewne mieli ważny powód. Aby przyspieszyć tę decyzję, publikujemy tekst Zbigniewa Kurnika, Kęccy rezerwiści. Wokół kompanii Obrony Narodowej „Kęty”.
Święta Wielkiej Nocy wg Ambrożego Grabowskiego
Przed świętami Wielkiej Nocy przytaczamy obraz dawnych zwyczajów z Kęt i okolic, które przedstawia w swoich wspomnieniach Ambroży Grabowski.
Życie i działalność Gabrieli z Brezów Wrotnowskiej
Na łamach „Almanachu Kęckiego”, w drugim numerze z 1998 roku, ukazał się artykuł Kazimierza Dziubka pt. Antoni Wrotnowski (1823-1900) i jego związki z Łękami. W przypadającą w tym roku 175. rocznicę zawarcia związku małżeńskiego z Gabrielą z domu Breza, warto także wspomnieć o żonie Antoniego Wrotnowskiego.
Świątobliwa Ludowika z Kęt
LUDOWIKA (Ludwika, Ludwina) z Kęt (1563-1623) – zapomniana kandydatka na ołtarze, franciszkańska tercjarka działająca w Rzymie. Jej życie jest bardzo słabo udokumentowane w źródłach historycznych. Najstarsza wzmianka o niej znajduje się w Monumenta Sarmatarum, dziele ks. Szymona Starowolskiego (1588-1656), kanonika krakowskiego, historyka i pisarza, wydanym w Krakowie w 1655 r.
Tajemnicza postać księdza Józefa Nodzyńskiego
Odnalezione w muzealnych zbiorach zdjęcie (sygn. MK/H/982) przedstawiające pożegnanie ks. Józefa Nodzyńskiego oraz dołączony do niego wydruk artykułu z ósmego numeru „Nowin Illustrowanych” z 1912 roku sprawiło, że zainteresowałam się tą postacią. Podpis pod wspomnianym zdjęciem w gazecie głosi: „Pożegnanie kapłana-obywatela: Sokoli i mieszczaństwo Kęt żegna na dworcu ks. Nodzyńskiego”.
Przywracanie pamięci… o grobach żołnierzy sprzed 1918 na cmentarzu komunalnym
Powodem sięgnięcia do tych dokumentów jest chęć zapisania dla pamięci nazwisk żołnierzy poległych i pochowanych w Kętach. Są wśród nich legioniści, są żołnierze armii austriackiej. Wszyscy znaleźli miejsce wiecznego spokoju na naszym cmentarzu – vis a vis grobów 324 żołnierzy radzieckich, z których ponad połowa jest nieznana z nazwiska i daty urodzenia.
Cztery wojny ppłk. Jacka Jury
Ten artykuł musiał powstać… Historia bowiem składa się z puzzli, z których próbujemy stworzyć obraz przeszłości. Staramy się w tej układance przynajmniej jak najdokładniej kompletować jej elementy. Przeciwnikiem jest czas. To on zaciera granice, rozmywa sprawy, które kiedyś wydawały się oczywiste, popycha w zapomnienie ludzi i ich czyny. A przecież pamięć to rzecz w tym wszystkim kluczowa...
Ambroży Grabowski o zwyczajach bożonarodzeniowych w Kętach
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia wracamy do Wspomnień Ambrożego Grabowskiego, który opisywał „zwyczaje bożonarodzeniowe w dawnych Kentach”.
Kontynuacja KANTHY... już 5 listopada
Kontynuacja przygód Jaczemira, wyrobnika z Kanthy, który popadł w niemałe tarapaty. Skierował nań wzrok sam Natan Rubenstein. Bezwzględny i wyrachowany czarnoksiężnik. Jar uciekając przed nim, poznaje urok Beskidów i nie tylko ich... Czy i Ty, Drogi Czytelniku, wybierzesz się wraz z nim w podróż? – Tak brzmi zapowiedź książki „Beskidy. W mrokach dziejów” Przemysława Samuela Gąsiorka. Premiera 5 grudnia, a poniżej wywiad z autorem, który ukazał się na kety.pl.
Rodzina Dusików z Łęk-Zasola
Rodzina Dusików z Łęk-Zasola – Julian, Katarzyna oraz ich córka Wanda – jest z jednej strony przykładem zwykłych ludzi, żyjących w niezwykłych czasach, z drugiej strony – przykładem bezprecedensowej zaradności, przedsiębiorczości, aktywności, a także przykładem ogromnego ducha i wartości moralnych. Ich życie przypadło na przełomowe momenty w historii Polski – doświadczyli wojny i pokoju w wielu aspektach.
Rok 1831 - Osiek, Kęty i okolica w czasie powstania listopadowego
Niespełna siedemnastoletnia Eugenia Larisch, najstarsza córka barona Karola Józefa, właściciela licznych majątków w Kętach i okolicy, lato 1831 roku spędziła w Bielsku. Gościła z najbliższymi w zamku swych krewnych Sułkowskich. Z dala od ukochanego Osieka, bo równocześnie z próbującymi dławić powstanie w Królestwie Polskim Rosjanami rozpędzała się epidemia cholery. Ojciec wywiózł tam rodzinę po tym, jak austriackie władze ogłosiły, że kordon wojskowy – dla zabezpieczenia Moraw i Śląska przed „morowym powietrzem” – zostanie przesunięty nad Sołę.
Śladami kęckiego neogotyku - z wizytą u Klarysek od Wieczystej Adoracji
9 czerwca 1880 r. ks. bp Albin Dunajewski wyraził zgodę na osiedlenie się sióstr kapucynek w Kętach. Był to drugi klasztor sióstr na ziemiach polskich, macierzysty właśnie zmagał się z niechęcią władz rosyjskich. Jeszcze w listopadzie tego samego roku hr. Jadwiga Husarzewska, kanoniczka sabaudzka nabyła parcelę od p. Heleny Jasińskiej o powierzchni pół morga. Na działce ulokowanej na obrzeżach miasta, w cichej i spokojnej okolicy, znajdował się budynek starej poczty z przyległym do niej małym domkiem. W 1881 r. rozpoczęto prace budowlane według projektu inż. B. Margowskiego z Poznania. Rozbudowano i wyremontowano istniejące już zabudowania, równocześnie dobudowując prostopadle do nich nowe parterowe skrzydło.
Głośny botanik - Ambroży Trausyl OFM (1809-1889)
Głośny botanik – tak o jednym ze swoich poprzedników pisał o. Maurycy Wilczyński, autor monografii Klasztór OO. Reformatów w Kętach. Urodzony w 1809 roku w Holicach koło Ołomuńca, Ambroży Trausyl OFM – znany także jako Pater Ambrosius aus Kenty – jest dziś postacią nieco zapomnianą, pozostającą w cieniu innego znanego kęczanina tamtego okresu, Eugeniusza Janoty.
Historia jednego sporu
Wykonywanie zawodu młynarza na przestrzeni dziejów nie było tylko i wyłącznie źródłem utrzymania, ciężkiej pracy czy też niezbędnym składnikiem krajobrazu wielu miejscowości – a związanym z przetwarzaniem zboża na mąkę czy kaszę. Na tle wykonywania tego zawodu dochodziło do częstych sporów pomiędzy młynarzami z innymi użytkownikami wód młynówki czy też osób, na których życie młynówka miała istotny wpływ (na przykład poprzez powodzie). Jednym z takich zatargów był spór pomiędzy dwoma Józefami Dusikami z Łęk oraz Józefem Lekkim z Bielan, jaki miał miejsce w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku.
Halerz oświęcimski – nasz średniowieczny grosz
Próżno dziś na naszych ziemiach szukać śladów średniowiecza, epoki w której Kęty powstały. Owszem zachował się układ urbanistyczny miasta, a z pobliskiej warowni Wołek w Kobiernicach w muzeum przechowywanych jest kilka eksponatów – głównie amunicja i broń z czasów świetności zamku książąt oświęcimskich. Jednak brak przeprowadzonych do tej pory badań archeologicznych nakazuje te wszystkie pamiątki z początków Kęt traktować z jeszcze większą uwagą. Jednym z takich przedmiotów jest halerz z księstwa oświęcimskiego wybity w stołecznej mennicy ok. 1445 r.
Ostatnia księżna cieszyńska w Kętach
Wiek XVII był okresem w dziejach Polski bardzo burzliwym i obfitującym w wiele dramatycznych wydarzeń. Historia tego trudnego, a zarazem bardzo ciekawego stulecia odcisnęła piętno także na losach naszego miasta. Jednak publikacje dotyczące dziejów Kęt w XVII wieku skupiają się głównie na wydarzeniach o charakterze lokalnym. Tymczasem wielka historia zawitała także do naszego miasteczka. Epizodem o ponadregionalnym charakterze był pobyt w Kętach ostatniej przedstawicielki dynastii piastowskiej na Śląsku Cieszyńskim, księżnej Elżbiety Lukrecji.
Krótka historia X Muzy w Kętach i okolicy
Na platformie Nerflix coraz większą popularnością cieszy się serial „Wielka woda”. Lokalne portale już podchwyciły, że w produkcji streamingowego giganta pojawiają Kęty. Są to Kęty fikcyjne, położone gdzieś w pobliżu Wrocławia, ale w opowieści o powodzi pobrzmiewają echa prawdziwych wydarzeń, jakie rozgrywały się nad Sołą w 1997 roku. Najnowszy serial skłonił mnie do tego, by spróbować spojrzeć na Kęty przez pryzmat historii małego i dużego ekranu...
Wrzesień 1939 roku w świetle kroniki Domu Sióstr Zgromadzenia Zmartwychwstania Pańskiego w Kętach
Niemal od samego początku swojego istnienia, siostry prowadziły kronikę, będącą niezwykle cennym źródłem historycznym. Znalazły się tam m. in. obszerne relacje opisujące kampanię wrześniową 1939 r. W kronice zawarto informacje dotyczące wkroczenia oddziałów Wehrmachtu do Kęt. Przy okazji scharakteryzowane zostały postawy, jakie reprezentowali żołnierze niemieccy na początku wojny. Lokalne źródło historyczne ukazało także szerszy kontekst całego konfliktu, wraz z sytuacją militarną na froncie.
W Święto Niepodległości - Pobyt Legionów w Kętach
W Kętach zamieszkał Józef Piłsudski. Przez pięć tygodni pobytu kwatera brygadiera wraz z kancelarią mieściły się w kamienicy przy kęckim rynku oznaczonej dziś numerem 27. W 1915 budynek ten należał do aptekarza Eustachego Sokalskiego, weterana powstania styczniowego.
Z Matejką w Kętach
Zaglądamy do archiwum almanachu i prezentujemy tekst Małgorzaty Buyko z 2009 roku.
Powstańcy styczniowi z Kęt i okolicy
Powstanie styczniowe było największym i najbardziej heroicznym zrywem narodowowyzwoleńczym Polaków w XIX w. Szacuje się, że od stycznia 1863 r. do jesieni 1864 r. mogło znaleźć się w powstańczych szeregach nawet około 200 tysięcy uczestników. Do walki przeciw potężnej armii rosyjskiej stacjonującej w Królestwie Polskim, liczącej ponad 100 tysięcy żołnierzy, stanęło zaledwie 6 tysięcy powstańców.

belka-dolna
go up